Nie wiem czy istnieją ludzie, którzy potrafią przez 24 godziny na dobę, 365 dni w roku, tryskać energią i humorem ?
Ja na pewno do nich nie należę. Podejrzewam, że podobnie jak i u mnie tak i u wielu z was zdarzają się sytuacje, które powodują totalny spadek energii, nastroju i humoru. Pomimo, że mam swoje zainteresowania i nie wiem co to nuda, to czasem wpadam do jakiejś dziwnej czarnej dziury.

        W głowie mam mętlik, jedne myśli przepędzają drugie. I tak się jakoś dziwnie składa, że żadna z nich nie jest na tyle pozytywna by wyrwać mnie z marazmu. A ten dumnie dzień za dniem i noc za nocą kurczowo trzyma mnie w swych objęciach i otumania ,bym czasem nie wpadła na jakiś szalony pomysł związany z ucieczką od niego. Chandra, która mnie dopadła, powstrzymuje mnie od wszystkiego, nawet od wyjścia z domu.

        Wiem, że jest ze 150 sposobów by sobie pomóc, ale nie mam na nie ochoty. Nie mam ochoty na długą romantyczną kąpiel, na generalne porządki, które niby to mają odciągnąć od  nas negatywne myśli. Nie potrafię także zmusić się do wciągającej lektury, odkładam książkę po kilku stronach i znów siedzę bezmyślnie gapiąc się w przestrzeń.
Nawet albumy ze zdjęciami, które leżą w widocznym miejscu mnie nie ciągną Jestem tam młoda, piękna, pełna energii.
Są tam również zdjęcia najbliższych, których już nigdy nie zobaczę, bo nie żyją. Wszystko wydaje mi się be sensu i jest mi wszystko jedno.

        Los był dla mnie łaskawy i jednocześnie okrutny. Było w moim życiu mnóstwo wspaniałych, radosnych chwil, pełnych śmiechu i radości. Było gwarno ,głośno i wesoło. Były także chwile,które powalały mnie na kolana i przygniatały swoim ciężarem do ziemi. Jednak potrafiłam się mobilizować i znów zaczynać żyć od nowa. Za każdym razem inaczej z innym, cięższym bagażem przeżyć, ale żyć. Potrafiłam się pozbierać wtedy, to i w tych czasach mojej chandry w końcu potrafię się ogarnąć.

        Przychodzi taki moment, że mobilizuję się. Doprowadzam siebie i mieszkanie do porządku. Ot tak dla siebie, by się lepiej czuć w miejscu gdzie mieszkam. Wyrzucam kartony od zamówionego jedzenia, bo nie miałam ochoty gotować, odkurzam, piorę, prasuję i znów jestem pełna energii i zapału do życia. Będę znów wychodzić na dłuższe spacery. Zawitam do fryzjera, może coś zmienię w garderobie. Basen, wycieczka za miasto?(Samemu trochę dziwnie, ale może się zmobilizuję.) Może odwiedzę zmarłych na cmentarzu. I kto wie, może spotkam kogoś znajomego i uda mi się zamienić z nim choć kilka zdań, lub może umówić na następne spotkanie? (Nadzieja! Gdy pojawia się nadzieja, to już trochę lepiej , jest wtedy inaczej.)

I tak będzie do następnego  powrotu chandry, która znów mnie zablokuje w domu i wykasuje wszystkie kolory życia.

        Ja należę do osób, które potrafią się zmobilizować, wyrwać z odrętwienia i chandry( mam nadzieję, że jeszcze długo), lecz jest mnóstwo samotnych ludzi, którzy nie mają na to siły.
Każdy z ich ma jakąś swoja historię. Siedzą w swoich domach samotni, zagubieni w swoich myślach i wspomnieniach.