Bycie razem , a życie razem,to dwie odmienne rzeczy.

W wielu momentach naszego życia trzeba być egoistą. Bo aby być z kimś i razem przeżywać mijające dni i noce, to przede wszystkim trzeba kochać siebie i siebie szanować. Ponadto należy  doceniać własne wartości, zdolności, talenty, by umieć to samo odnaleźć w drugiej osobie i jej to okazać .

                              Człowiek kocha albo nie kocha, i żadna siła na świecie nie ma na to wpływu. Możemy udawać, że  kochamy. Przywyknąć do drugiej osoby też możemy, oraz całe życie możemy żyć w  przyjaźni i wzajemnym zrozumieniu. Możemy  założyć rodzinę, kochać się każdej nocy i każdej nocy przeżywać uniesienia, a mimo to czuć wokół żałosną pustkę. Ponadto cały czas mieć przekonanie, że czegoś ważnego nam  brakuje. Tak można przeżyć wiele lat, a nawet i całe życie.

                               Jednak  aby nasze życie było  dopełnione  potrzebna jest  MIŁOŚĆ. I to ta miłość przez duże”M”. Wystarczy jej mała iskierka, ale musi być obecna. Wypowiadane „TAK” na ślubnym kobiercu, to dopiero początek wspólnej drogi. Od tego  momentu zaczyna się nasze wspólne RAZEM, które na pewno oprócz miłości potrzebuje dużo cierpliwości i zrozumienia.

                               Sztuka bycia razem, to wzajemne przenikanie się naszych światów, poznawanie siebie, akceptacja także wad, które posiadamy. Lecz oczywiście na samym początku naszego związku w ogóle o tym nie myślimy. Jesteśmy sobą zauroczeni, zafascynowani i przekonani, że żadne przeszkody nie są nam straszne. Cieszymy się sobą, aż do pierwszych poważnych problemów, które uświadamiają nam, że nie wszystko jest tak cudowne i kolorowe.  

                         Rzeczywistość wpycha się do nas drzwiami i oknami i co rusz przychodzi nam się brać z życiem za bary. Musimy poradzić sonie  z problemami, o których nawet nam się nie śniło. Zwolnienie z pracy, bo redukcja. Strach, że nie starczy do pierwszego i że padniemy na twarz, bo dobijają nas nieprzespane noce, ponieważ dzieci ząbkują lub maja kolkę, albo niespodziewanie wyskakuje coś innego.

                         Mijają miesiące, lata naszego związku, a my gdzieś w ferworze codzienności oddalamy się od siebie, to znów do siebie wracamy. Na całe szczęście, co rusz przypominam się nam, że wystarczy czuły gest, przytulenie i to pomaga przetrwać. Pocałunek, dotyk, uświadamiają,że jesteśmy w tym wszystkim razem. Jednocześnie utwierdzamy się wzajemnie, że damy radę oraz w tym, że obok jest ktoś kto nas wspiera.


Ostra wymiana zdań, łzy, nieprzespane noce, chłód i znów radość, uśmiech. I choć nieraz mamy wrażenie, że nasze życie  to „roller coaster”, to z drugiej strony, zapadając się w fotel, czujemy błogość i spokój, gdy wszystko jest już załatwione i jest okey.

                     W mediach biją po oczach i uszach informacje, o tym jak można sobie radzić w momentach kryzysowych w małżeństwie, jednocześnie doradzając jak rozgrzać na nowo życie w sypialni. A my nie mamy najmniejszej ochoty na seks, bo padamy z nóg i dobija nas stres .

                      Jednocześnie ganimy siebie za myśli, które się nieraz pojawiają. Po głowie kołacze, jak to nam źle, że  najchętniej chcielibyśmy spakować walizki i uciec gdzieś na koniec świata. Lecz gdy z błogim uśmiechem na ustach spoglądamy na śpiące dzieci i wtulamy się w ramiona kochanej osoby, to wszystko mija. Jest nam głupio i wstyd za nasze  myśli.

                        Przecież oboje wiemy, że wszystko co robimy, to robimy z myślą o drugiej osobie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że wszystko zależy od nas. Ponadto wiemy co powinniśmy zrobić. Wiemy o sprawianiu sobie nawzajem przyjemności oraz, że związek należy pielęgnować. 

                      Nieważne więc, że zmęczenie nas dobija, mobilizujemy się. Serwujemy sobie małe przyjemności -jak wspólne spacery, kino. Każdy z nas ma swoje ulubione. Pamiętamy o rocznicach, imieninach.
Przygotowujemy romantyczną kolację przy świecach i wskakujemy w seksowna bieliznę.(Lub kupujemy kwiaty i dobre wino).

                       Zawierając związek małżeński nie zdawaliśmy sobie sprawy z ogromu prac jakie na nas czekają. Nie wierzyliśmy w to, iż kiedykolwiek będziemy się kłócić, że będzie płacz i złość. Wiedzieliśmy na pewno jedno,  damy radę, choć będzie diabelnie ciężko.

                       Ze względu na to, że uważaliśmy na siebie, to dbaliśmy o siebie.
Umieliśmy rozmawiać  i między innymi dzięki temu udało nam się wspólnie przeżyć wiele lat. Wciąż byliśmy razem, blisko, choć nieraz dzieliła nas złość.
Z  każdym kolejnym rokiem dostrzegamy jak jesteśmy sobie coraz bardziej bliscy i ile dla siebie znaczymy. Mam wrażenie, że teraz, po latach uczucie, które nas połączyło jest o wiele bogatsze i silniejsze niż w dniu, gdy wypowiadaliśmy sakramentalne „TAK” .

                       Jestem ciekawa ile osób, w trakcie swojego małżeńskiego życia myśli o złożonej przysiędze? Czy po zakończonej ceremonii, całego cudownego nastroju i urokliwych chwilach w trakcie swojego ślubu i wesela zdajemy sobie sprawę z tego, że złożone przyrzeczenie nas zobowiązuje?
I czy spodziewamy się, że czeka na nas nie lada wyzwanie, Bo bycie razem to  trudna sztuka. Ilu z nas o tym myśli?