Do miasta  dojeżdżamy wspaniałą drogą wzdłuż wybrzeża. Jest upalny dzień.Wzdłuż drogi biegnie przez wiele km ścieżka rowerowa ,na której porusza się duża ilość rowerzystów. Widzimy sporą ilość ludzi w naszym wieku. Nie przeszkadza to im, a także nam , że na naszych karkach siedzi więcej niż 60 lat. Seniorzy wszędzie potrafią być aktywni.

            Nawigacja robi nas w Karolka, błądzimy, przeciskamy się ulicami, gdzie po obu stronach są zaparkowane samochody. Mijamy je na grubość lakieru, ze strachem oby udało nam się bezpiecznie wydostać na bardziej przyjazną dla kampera drogę. W końcu docieramy na parking, gdzie możemy się zatrzymać.

        Wprawdzie podana w internecie cena za postój, to już historia, ale i tak się decydujemy, bo mamy z tego miejsca blisko do atrakcji, które nas interesują. Cóż to dla nas 40 euro za dobę,(tylko w.c), gdy na wyciągnięcie ręki mamy centrum tego cudownego miasta. Po krótkim odpoczynku ruszamy. Zdajemy sobie sprawę, że nie zobaczymy wszystkiego tym razem ( bo zmierzamy tu jeszcze powrócić w innym terminie), ale pełni zapału ruszamy.

          Sagrada Familia- symbol miasta i jedna z najbardziej rozpoznawalnych budowli Barcelony jest przecudowna w swoim kiczowatym przepychu. Ludzi mnóstwo i zdobień na świątyni również


          Parków w Barcelonie jest kilka, lecz ten jest szczególny. To kolejne dziecko Gaudiego – miasto-ogród powstały z inspiracji angielskimi ogrodami. Niestety do ogrodów Guille jest pod górkę i poczuliśmy to. Upał daje nam nie źle popalić i pod sam koniec dogi do ogrodów  prowadzę rower ,podobnie jak i mój mąż, bo nie mamy siły jechać. Padamy ze zmęczenia, lecz gdy  po odpoczynku spacerujemy po przecudownych alejkach tego niebywałego miejsca zupełnie zapominamy, że było ciężko i gorąco.
Ale nie tylko my seniorzy oddychaliśmy ciężej wspinając się pod ta górę.
O wiele młodsi od nas byli również zmęczeni.

Mozaiki, smoki, salamandry, mityczne postaci, bajeczne zwierzęta i Casa-Museu Gaudi- dawny dom architekta – to wszystko zapiera dech w piersiach. Pstrykam fotki jak nawiedzona, by nic mi z tego co oglądam nie umknęło. Mój mąż filmuje,i oboje pożeramy wzrokiem ,co tylko możliwe. Cudowne miejsce nie tylko ze względu na wspaniałe kompozycje architektoniczne ,ale także ze względu na widoki, w tym  na całe miasto.
Wspaniała ławeczka Gaudiego-157 m długości jest wciąż oblegana. Teraz jest upał, gdy ludzie przysiadają na rozgrzane kafle, ale myślę, że pewnie nawet, gdy pada, to  również chętnych nie brakuje.

        Spacerujemy, podziwiamy pomysły architekta i cieszymy się, że jesteśmy w tak wspaniałym miejscu. Część płatna jest niewielka w stosunku do całej powierzchni, ale skrywa najpiękniejsze działa Gaudiego i widok miasta.(8 euro). Dom Gaudiego 5 euro.
Po godzinie 18:15 wejście jest za darmo. Można więc tak zaplanować sobie spacer, by co nie co zaoszczędzić na inne atrakcje, których jest mnóstwo.

        Nawet nie zauważyliśmy, że przywitał nas wieczór. Droga powrotna jest wspaniała. Zjeżdżamy ze wzniesienia ,na które długo się wdrapywaliśmy w kilka minut.
Wprawdzie co 100 m na skrzyżowaniach zatrzymuje nas sygnalizacja świetlna, ale i tak jest cudownie.
Trochę dokucza mi  moje kolano, które jest po operacji, ale co tam. Wiem, że za chwile będzie odpoczynek.

          Wracamy zmęczeni, ale zadowoleni. Po drodze planujemy jeszcze wieczorny spacer, lecz po zejściu z rowerów i chwilowym odpoczynku rezygnujemy z tego pomysłu, choć gwar, atmosfera miasta nas ciągnie. Jednak rozsądek daje za wygraną.
          Przyznaję, że z 5 lat temu na pewno byśmy się jeszcze poderwali na ten nocny wypad. Teraz przy lampce hiszpańskiego wina zbieramy siły na jutrzejszą wyprawę po mieście.
Noc jest cudownie gorąca. Śpimy przy otwartych oknach i drzwiach. A ja pomimo,że parking jest strzeżony, to i tak śpię jak zając.

         Nie jest to opis Barcelony, który można by potraktować jako przewodnik. To krótka relacja z naszych podróży i fascynacji. A o to kilka zdjęć z tej wyprawy.