Rzym- największe muzeum świata na wolnym powietrzu. Zaplanowaliśmy na to miasto 3 dni i zwiedziliśmy je na rowerach.

  Byliśmy we Włoszech już od tygodnia i w końcu przyszedł czas na stolicę tego kraju. Czekało na nas najważniejsze z  włoskich miast- Rzym. Miasto z 30 wiekami historii.

Nie lada sztuką było zaplanować trasy, jakie mieliśmy przejechać. Jednak mój mąż aktywnie rozpracowywał różne warianty zwiedzania . W końcu podjęliśmy decyzję, że Rzym  zobaczymy z rowerowej perspektywy.

Zakotwiczyliśmy się na parkingu dla kamperów, który jest zlokalizowany  przy Via Appia Antica ( N 41.869125 E 12.502168 ). Na parking wjeżdża się przez bramę prowadzącą do warsztatu samochodowego. Można tu nabrać wody, zlać nieczystości i podłączyć prąd. Wprawdzie oprócz tego nic więcej parking nie oferuje, ale decydujemy się na tą lokalizację ze względu na bliskość do  historycznego centrum miasta. Opłata za dobę 16 €( bez prądu). Ponadto, czego się nie robi dla cudów, jakie na nas czekają.

Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie ma szans na zobaczenie wszystkiego. Mieliśmy zaplanowane 3 dni na to miasto i biorąc pod uwagę, że nie zamierzaliśmy z wywieszonymi językami i obłędem w oczach biegać od zabytku do zabytku, ograniczyliśmy nasze zwiedzanie  do najważniejszych obiektów. Jednocześnie planowaliśmy spokojne delektowanie się wieloma innymi widokami dzięki rowerom, które pozwalały nam na swobodne przemieszczanie się z miejsca na miejsce.

Nie będę z dokładnością historyczną opisywać, tego co zobaczyliśmy, bo uczyniło to już setki innych przede mną. Ale zapewniam, że warto poczytać o wszystkim, czym to miasto się szczyci i czym zachwyca. Pomimo, że zatłoczone, gwarne, to i tak wspaniałe i jedyne w swoim rodzaju

Byliśmy w Rzymie na początku maja i już  wtedy było mnóstwo ludzi. Nie było więc szans na specjalne sesje zdjęciowe i chwile samotnego zadumania w otoczeniu zabytków. Rzym, chociażby w części historycznej i dojazdy do niej nie jest zbytnio przystosowany dla rowerowych turystów. I pewnie władze miasta wcale się tym nie martwią. Wiedzą, że i bez tego przez miasto  będą przelewać się tłumy ludzi.

Ale i tak na kilka ścieżek rowerowych trafiliśmy. Ścieżka rowerowa wzdłuż rzeki fajna, szeroka, jednak  aby z poziomu rzeki wydostać się wyżej na ulice, to już inna  bajka. Ale to dzięki niej mogliśmy spokojnie dojechać do Watykanu. 

Po ustawienia kampera i krótkim odpoczynku,wsiedliśmy na nasze rowery i ruszyliśmy w miasto.

 Oto brama wjazdowa do miasta z Via Appia Antica.

Jakże cudownym i pożytecznym gadżetem w wyprawach okazuje się od pewnego czasu nawigacja. Rzadko teraz spotyka się turystę z mapą w ręku, tak jak to było kiedyś. Obecnie co rusz można natknąć się na zwiedzających, którzy z zatopionymi nosami w smartfonach, podążają za wskazówkami „tajemniczego głosu”, który kieruje ich do wyznaczonego celu. (na zdjęciu mój mąż z nosem w nawigacji)

Okazało się, że wklepany w nawigację główny punkt dzisiejszej wyprawy – Koloseum, do którego chcemy dotrzeć, wcale nie jest daleko.Wprawdzie większość trasy jaką pokonaliśmy to  kocie łby i trochę nas wytrzęsło,ale nie narzekamy. Nie ma  też na tej całej trasie ścieżki rowerowej, a ruch jest całkiem spory.


Po niecałych 15 min dotarliśmy pod  Koloseum. 
Kiedyś przepiękny amfiteatr, dar dla ludu rzymskiego od Wespazjana, miał symbolizować potęgę miasta. I jestem pewna, że spełnił swoją rolę. Największy starożytny amfiteatr na świecie  swoje  otwarcie świętował 100- dniowymi  igrzyskami.

Podczas wszystkich igrzysk prawdopodobnie zginęło ok. 500 tys. ludzi i ponad 1 milion zwierząt.
To olbrzymi 4 piętrowy budynek, który mógł pomieścić od 50 -70.000 tys. widzów. Pod areną ukryto kilka pieter pomieszczeń dla maszyn,rekwizytów oraz ludzi i zwierząt. Scenografie Koloseum zmieniały się wraz ze zmianą charakteru walk (leśna, afrykańska, czy inne).

Zabezpieczyliśmy nasze rowery i po zakupie biletów, oczywiście po odstaniu w długiej kolejce, wkroczyliśmy do środka.

Bilet na Koloseum jest ważny przez 2 kolejne dni od pierwszego użycia, pozwala także na wejście na Forum Romanum i na wzgórze Palatyńskie. Płacimy 24 € za dwie osoby. Pomimo tłumu ludzi, bo nie było szans na wyciszone wsłuchiwanie się w odgłosy historii i tak czas spędzony w tym miejscu był szczególny.

                   

         

Z Koloseum udaliśmy się na Forum Romanum i Palatyn- wzgórze gdzie  3 tys.  lat temu narodziło się Rzymskie Imperium.

 Zdążyliśmy tam dotrzeć jeszcze przed zamknięciem, by na własne oczy zobaczyć pozostałości dawnego najstarszego pałacu rzymskiego, gdzie u stóp Kapitolu i Palatynu kwitło polityczne i towarzyskie życie Rzymu.

 


Wyobrażam sobie jak wspaniałe musiały być te budowle, świątynie, bazyliki, mównice, oraz jak to miejsce było  barwne, bogate i gwarne. 
Był już późny wieczór, gdy wracaliśmy do kamperka, podziwiając rzymskie wspaniałości w promieniach zachodzącego słońca. 

 Na drugi dzień powitał nas deszcz. Około południa lekko się rozpogodziło, więc wyruszyliśmy.

Dotarliśmy do Bazyliki Santa Maria in Cosmedin, przy której są znane z filmu „Rzymskie Wakacje” usta prawdy.

Jak widać mój mąż jest prawdomówny.


Następne miejsca to – Plac Campo di Fiori . 

Otoczony  kamienicami i pełen straganów, był w dawnym Rzymie jednym z miejsc, na którym wznoszono szubienice i palono stosy dla heretyków. W jego centrum stoi pomnik Giordana Bruno.

Plac Navona (Piazza Navona) -chyba najpiękniejszy plac miasta. Powstał na ruinach starożytnego stadionu.

Dziś to tętniące życiem miejsce spotkań turystów i miejscowych artystów. To perełka architektury barokowej z kościołem Sant’Agnese in Agone na czele. Na placu znajdują się aż trzy przepiękne  fontanny. Najbardziej znaną jest Fontanna Czterech Rzek (Nilu, Gangesu, Rio de la Plata i Dunaju). 

 Oczywiście obowiązkowo musieliśmy dotrzeć do Fontanny di Trevi. Fontanna zasilana jest wodą ze starożytnego akweduktu. Powstała już w XVIII w,  jednak stała się sławna dzięki scenie z filmu „Słodkie Życie”. Posąg Neptuna stoi w jej centrum, a po bokach znajdują się alegorie Zdrowia i Obfitości.

Bazylika Św. Piotra,Watykan, Ołtarz Ojczyzny, Panteon…..to następne punkty programu.

Do Watykanu jechaliśmy ścieżką rowerową wzdłuż Tybru. Musieliśmy oczywiście odstać swoje w potężnej kolejce, by kupić bilety i rozpocząć swoje zachwyty.( za dwie osoby Muzea-34 € i Skarbiec -16€)

 Kolejka niestety trochę długa,ale cóż. Stoimy.

 

 

Przechodząc przez ponad pięćdziesiąt pomieszczeń z muzeum do muzeum podziwialiśmy bogactwo, które roztaczało się na każdym mijanym kawałku ściany, sufitu i podłogi, by na końcu podziwiać  Kaplicę Sykstyńską.

   

 

Kaplica rzuca na kolana ze względu na swój niezwykły urok, nawet wtedy, gdy stoi się w tłumie ludzi.
Wprawdzie nie sprzyja refleksji nad tym cudem odrodzeniowego geniuszu, gdy z każdej strony ktoś cię popycha, lecz nie ma szans na inne warunki. Jednocześnie podziw zakłócają, co rusz rzucane szeptem gniewne uwagi, by nie robić foto.

Ale wystarczy sama radość bycia w tym miejscu i możliwość doświadczenia tej doskonałości.

 Bazylika Św. Piotra -ogromna  świątynia .

 Swój obecny wygląd zawdzięcza wielu wybitnym architektom i artystom. Wstęp do niej jest za darmo. Świątynia olśniewa, zachwyca i jednocześnie poraża wielkością,  bogactwem zdobień, oraz ilością posągów, obrazów, ołtarzy i relikwii.

 

 Rowery pozwoliły nam  znowu na szybkie przemieszczenia się z miejsca na miejsce. Dzięki nim mogliśmy zobaczyć jeszcze tego dnia Piazza  Venezia i Vittoriano -Ołtarz Ojczyzny, ogromny gmach, obok którego nie można przejeść obojętnie Na wzgórze Kapitolu wdrapaliśmy się z naszymi rowerami boczną drogą. Na wspaniałe posągi i schody popatrzyliśmy z dołu.

W  powrotnej drodze do naszego miejsca postojowego, po raz kolejny zagłębiliśmy się w wąskie uliczki z mnóstwem straganów i ludzi. Co rusz mijając oczywiście  jakiś charakterystyczny budynek. Co krok w tym starym historycznym okręgu spotyka się zabytek, a wraz nim powiew wieków, które temu miastu przyniosły chwałę i rozgłos.

Małe przerwy na posiłki pozwalały nam na to, by przez chwilę wtopić się w rzymską atmosferę i spokojnie pooddychać rzymskim powietrzem, zajadając pizzę i  lody, które Włosi mają znakomite. Bo  przecież być we Włoszech, w Rzymie i nie skosztować tych smakołyków, to byłby ciężki grzech.

Via Appia Antica – przy której nocowaliśmy, Rzymianie nazywali ”królową dróg”.

Jest to droga, która kiedyś była głównym wiaduktem prowadzącym do Wiecznego Miasta. Miała ona ponad 500 km długości. Po obu jej stronach stały bogato zdobione  grobowce miejscowych patrycjuszy, posągi i ołtarze. Przy tej drodze znajdują się katakumby św. Kaliksta. To wzdłuż tej drogi ukrzyżowano większość z 6 tyś niewolników i gladiatorów.


W dzień wyjazdu pojechaliśmy jeszcze do małego kościoła położonego przy tej drodze. Tutaj H. Sienkiewicz, którego popiersie jest w świątyni, odczytał napis -”Qvo vadis”,  umieszczony nad  wejściem i wykorzystał go jako tytuł swojego dzieła.

Rzym pożegnał nas piękną słoneczna pogodą