Nie będę tu wypisywać psychologicznych i suicydologicznych (teoretyczna i praktyczna wiedza z zakresu samobójstw) mądrości, lecz chcę napisać kilka słów odnośnie takich sytuacji.

      Ten wstrząsający wynik dramatycznej sytuacji człowieka, który pogrążony był w cierpieniu i desperacji, jest dla rodziny zmarłego ogromną traumą. Jest to także zagadka , na którą nigdy nie uzyska się odpowiedzi.

        Szok, zaskoczenie, a później rozmyślania i wciąż niewyjaśnione –DLACZEGO??
Mamy mętlik w głowie, burza myśli nie daje nam spokoju w dzień i w nocy. Często mamy poczucie winy uzasadnione lub nie. Jesteśmy wstrząśnięci wynikiem dramatycznej decyzji kochanej osoby. 
Stracić rodzica w taki sposób, to coś strasznego. 


        Dlaczego dochodzi do takich sytuacji? Co popycha seniorów do samobójstwa?
Co takiego dzieje się w głowie osób po sześćdziesiątce w górę, a nawet dziewięćdziesięciolatków, że decydują się na ten tak brutalny i tragiczny krok.


Wydaje się nam, że są przecież zaopiekowani i mają wszystko, co jest im potrzebne, a jednak okazuje się, że nie. Po takiej tragedii dociera do nas, że nasze wyobrażenie było bardzo odległe od tego co czuł nasz stary rodzic. Coś sprawiło, że zdecydował się na samobójstwo. Boleśnie uświadamiamy sobie głębię rozpaczy, która popchnęła go do tego.


          Mamy wyrzuty sumienia, że przegapiliśmy jakieś sygnały alarmowe, które na pewno były. Zadajemy sobie pytanie, czy można było zrobić  coś więcej, inaczej, bardziej skutecznie. Wyrzucamy sobie, że byliśmy za bardzo mało opiekuńczy, że za mało czasu poświęcaliśmy na nasze spotkania, że może nie dopilnowaliśmy dozowania leków, które miał przepisane, że …… I można, by tu wymieniać  i wymieniać.

 

        Osoby starsze są raczej skryte. Nie chcą za bardzo rozmawiać o swoich problemach czy to finansowych,  medycznych czy mieszkaniowych lub rodzinnych.
Kobiety częściej i chętniej rozmawiają o swoich emocjach, o problemach. A mężczyźni. podchodzą do tego zupełnie inaczej. Duszą wszystko w sobie, nie tylko wtedy, gdy są staruszkami, ale i dużo wcześniej.


Tym bardziej, gdy już jako dziadkowie są schorowani i coraz bardziej niedołężni nie chcą, by im poświęcać czas. Uważają, że nie warto i że nie ma sensu przyznawać się do swoich uczuć czy słabości. Na swój sposób może chcą nas chronić?
Przecież wciąż dla nich jesteśmy dziećmi, bez względu na to ile mamy lat.


A my często bagatelizujemy sytuację, gdy przychodzi czas, że ten nasz dotychczas tak bardzo zaradny i samodzielny rodzic zaczyna lekko narzekać, marudzić o samotności,o tym, że najlepiej było by mu na cmentarzy lub, że nie jest już  nikomu potrzebny, że tylko przeszkadza.
Zbywamy to wszystko żartem lub złością, bo jesteśmy przekonani, że to tylko jakieś niedorzeczne wymysły staruszków.


Ale ,gdy dochodzi do tragedii jesteśmy, jakby wciągnięci w potworny wir znaków zapytania.  Jesteśmy, jak wielka chodząca rana. Potwornie cierpimy i nie wiemy ile będzie potrzeba czasu, by się z tym uporać.
Męczą nas wyrzuty sumienia.  I bez względu na to czy mamy je słusznie czy nie, to będą nam towarzyszyć do śmierci. 


Czas będzie spokojnie sobie płynął dalej, jak gdyby nic się nie wydarzyło, a my pozostaniemy w ciągłym kołowrocie myśli i wciąż będziemy zadawać sobie mnóstwo pytań.
Do końca życia będziemy nieść ciężkie brzemię wątpliwości i myśli, że w jakimś momencie zawiedliśmy.

 

cdn.