Tym razem trochę inny wiersz o starości.
Pomimo naszego optymizmu, który staramy się pielęgnować, często dni i noce są ponure,ciężkie.
Chciałoby się, by ta nasza późna jesień życia miała radosne kolory, lecz niestety tak nie jest.
STAROŚĆ!
Sto lat życzymy niby w dobrej wierze,
lecz czy naprawdę szczerze?
Jeśli bliskich kochamy jak mówimy „na wieki”
to po co istnieją domy opieki?
Jeśli ktoś naprawdę o starej matce pamięta,
czemu jeździ do niej tylko na święta?
Czemu ją trawi samotności udręka?
Bo obca karmi ją ręka.
Czy ktoś Ojcu podziękuje choć w jednym słowie,
że pracując dla dzieci stracił swe zdrowie?
teraz nie rozprostuje nawet swych palców
o, gdyby wtedy wiedział, że umrze w domu starców?
Był dobry tatuś, kiedy dbał o syna,
teraz zaniedbany staruch – czyja to wina?
Kiedyś dostawał buziaki, laurki,
bo studia, samochód, mieszkanie dla córki.
Czy teraz ktoś go z rodziny odwiedzi?
Czy tylko równie starzy sąsiedzi?
O tak, przyjdą, cała Rodzina,
gdy wybije Matki bądź Ojca ostatnia godzina.
Gdy Ojciec zamknie oczy swoje,
wtedy nałożą żałobne stroje.
Będą narzekać na śmierć i życie srogie,
i kupią wieńce, byle niedrogie.
Potem w dół złożą, rzucą ziemi grudę
jak miłość synowską, czarną ułudę!
Chociaż dostali i tak już niemało,
w kłótni podzielą to co zostało.
Tylko świętych obrazów nikt nie bierze,
przy których matka za nich mówiła pacierze.
Bo są niemodne, bo nie pasują,
a może dlatego, że dręczą sumienie, że w oczy kłują.
I niby jak dawniej słońce zwyczajnie świeci,
lecz to wszystko widzą ich własne dzieci.
jeśli taki przykład dajesz tato i mamo,
czy nie postąpią z Wami tak samo?
Z tomiku „Jego śladem” Jacka Daniluka
cdn.
Tylko….westchnęłam.
Mamo…wszędzie tak samo.
A ja myślałam….
Ech….